Spacerując po wrocławskiej starówce często można spotkać żebrzących bezdomnych .
Jest ich tak dużo, że (niestety) już się na nich uodporniłam.
Dziś było inaczej...
Na schodkach przy zejściu do podziemi siedział staruszek. Okropnie brudny i zaniedbany.
O nic nie prosił. Po prostu siedział. Przy jego stopach na starej parcianej torbie leżał pies.
I może minęła bym go, ale zobaczyłam jak do staruszka podchodzi chłopak i częstuje go papierosem. Staruszek posłał mu szczery bezzębny uśmiech, a psina merdała ogonem.
Coś mnie ruszyło. Jeszcze raz popatrzyłam w ich stronę.
Dziadziuś z apetytem palił papierosa, a pies patrzył na niego i merdał ogonem jakby to on dostał jakiś smakołyk. Weszłam do najbliższej jadłodajni. Kupiłam po cheeseburgerze, dla pana, dla psiny i gorącą herbatę. Obdarowany staruszek posłał mi podobny bezzębny uśmiech, a pies po obwąchaniu torebki
z jedzeniem witał mnie jak domownika.
z jedzeniem witał mnie jak domownika.
Dziś dostałam od życia lekcję. Myślę o spotkanym staruszku i psie leżącym u jego stóp. Piesek był dosyć tłuściutki. Myślę,że pan bardzo o niego dbał chociaż sam nie wiele miał.
Już wiem jaka to była lekcja.
To była lekcja pokory.
Do życia i do tego co mam :)
Zgadzam się, doceniajmy to co mamy i popatrzmy na innych sercem pozdrawiam Dusia
OdpowiedzUsuń