czwartek, 26 maja 2016

Wracam...?

Jeszcze niedawno  moja dziewiarska pasja całkowicie mnie pochłaniała. Zawsze gdzieś z tyłu głowy miałam robótkowy świat. Budziłam się wcześnie rano (łykend!) bądź kisłam do późnych godzin nocnych nad ostatnim rządkiem, naprawdę ostatnim, jeszcze kawałeczek, jeszcze dwa oczka, naprawdę już kończę... 
i tak zawsze... Prowadząc samochód w myślach przerabiałam oczka, ktoś tam trąbił, a niech trąbi mam ważniejsze aktualnie na głowie. Wieszając pranie, myjąc gary, obierając ziemniaki, stojąc w kolejce  - w mojej głowie przewijały się sposoby np. zrobienia dekoltu. Godzinami przeszukiwałam internet wypatrując ciekawego wzoru i inspiracji.
Tak było.
Od kiedy choróbsko rozłożyło mnie na kilka tygodni - mój robótkowy świat znikł. Po prostu go nie było niśt, nul, ziło, niciewo...
Przyszedł dzień, że zatrzymałam się w połowie rządka i tak robótka leży do dziś  (nie wspomnę o ufokach).
Nie zaglądałam na dziewiarskie blogi, nie szukałam wzorów, zapomniałam, że mam pasję...
A co ja takiego robiłam?
Prócz codziennej rutyny, to w sumie nic nadzwyczajnego, ale... kaszlałam i kaszlałam. Zamęczałam siebie i otoczenie, a w aptece byłam już "starą znajomą".  Życie uratowała mi moja Ewcia najzwyklejszym w świecie inhalatorem . Najprostsze rzeczy są najlepsze.
Chyba wychodzę na prostą, bo dziś pierwszy raz od dawna zajrzałam na kilka blogów. Zobaczyłam u ANI - klik świeżo wydziergany kardigan, taki prosty, taki ładny i pomyślałam, że ja też chcę... Dziś pierwszy raz pomyślałam o dokończeniu synowego swetra (zostało półtora rękawa).




Niebawem coś tu napiszę.
Pozdrawiam

Jola