czwartek, 27 listopada 2014

zielono mi

Zaraziłam się od blogowej koleżanki na zielone koktajle. Od kilku dni ową zieloność przygotowuję wieczorem, a rano w kubeczku termicznym niosę do pracy. Ta zielona mikstura, to prawdziwa bomba witaminowa i chociaż od dawna gdzieś tam o niej słyszałam, to nigdy nie przygotowałam. Dlaczego? Nie mam pojęcia. A szkoda, bo już jestem uzależniona.

A wygląda to mniej więcej tak:



Na mój koktajl złożyły się:

- szpinak baby   (3 garście)
- ogórek    (świeży)
- awokado
- pomarańcz (może być grapefruit, cytryna, limonka,jabłko)
- pół banana (drugie pół zjadłam)
- kiwi
- seler naciowy (2 badylki)

Taką paciaję można rozcieńczyć  wodą, sokiem jabłkowym lub jogurtem naturalnym. Ja nie rozcieńczam i wcinam łyżeczką. To jest pyszne i działa lepiej niż kawa. Polecam


Pozdrawiam 

Jola





czwartek, 20 listopada 2014

Smak endorfin

Ostatnimi czasy było tak, że buty do biegania notorycznie przegrywały z dzierganiem. Dzierganie : bieganie = 1 : 0

Dziś powiedziałam BASTA !

Trampołki na nogi i... truchtem pancernika zrobiłam ledwo 4 km. 
Kondycja - mniej niż zero. 
Zawieszenie ciężkie i bezczelnie telepie się na boki.
Łydki jak kamienie - spoko to się rozciągnie.

Suma sumarum, straszna lipa z mojego biegania. Trza się wziąć do roboty i trochę nad tym popracować. 
Dziś było ciężko, ale przyjemnie. W idealnej do biegania temperaturze (ok. 6 stopni) i w mżawce. Już zapomniałam jaką, to sprawia frajdę i wytacza ciężkie działa endorfin.



(odblaski zepsuły fotkę)

Dziś będę spać bardzo smacznie.

Dobrej nocy :)

Pozdrawiam 

Jola


PS. Przyłączam się do zabawy u Ani






poniedziałek, 17 listopada 2014

Szydełkowa przytulanka

Na weekend miałam ambitny plan: nie tykam drutów, odpoczywam i zanurzam się w lekturze. Część planu zrealizowana, bo drutów nawet nie widziałam. Za to dorwałam się do szydełka. 
Efektem machania szydełkiem jest przytulanka sowa, która powędruje do pewnych małych rączek. 
Tylko csiii, bo to tajemnica :)


Pomysł podpatrzyłam u wujka YouTube






 (butelka w celu przybliżenia wielkości sowy)


Życzę Wam udanego tygodnia i cieplutko pozdrawiam.

Jola

sobota, 15 listopada 2014

Powiało baranem

Gdy w domu krąży "zapaszek" mokrego barana, to znaczy, że suszy się coś wełniastego. Ano suszy się mój szaliko-chustek. Dopiero na zdjęciach zauważyłam, że nie jest idealnie upięty szpilkami, ale kto by się tym przejmował. Przecież z szalowego się nie strzela. Ten szyjogrzej wydziergałam z Alize Cashmira 100% wełenki. Miałam trochę objekcje co do różowych wstawek, bo nigdy nie przepadałam za tak intensywnym różem. Blondynka w różowym źle mi się kojarzy. Pomysł na formę zaczerpnęłam ze strony Dropsa. A ja formy lubię proste i w kwiatowych ażurach jakoś dziwnie się czuję. Ażury wolę podziwiać na kimś, na sobie nie koniecznie.

Kolejnym cosiem dzierganym dla siebie będzie czapka, potem mitenki i zima mi nie straszna.  Jak chustek ładnie wyschnie 
i skończy się blokować zrobię zdjęcie na żywym organiźmie.  

A to "pachnąca" baranem Cashmira, po wyschnięciu wszelkie gnojowe aromaty znikną :)

(niestety mój aparat z różowego zrobił fuksję)






Pozdrawiam i życzę udanego weekendu :)




środa, 12 listopada 2014

Druty rozgrzane do czerwoności

W ostatnim czasie bardzo u mnie pracowicie.  Czasu na moje nic nie robienie w zasadzie nie mam. Pracuję jak mrówka. Po skończeniu synowego sweterka, dorobiłam jeszcze czapkę. Nawet nie zdążyłam zrobić zdjęć, bo syn czapę zapakował do plecaka i wyjechał. Obecnie dziergam chustę dla siebie i w między czasie skończyłam chusty dla sióstr Ewy i Kasi.  A planów mam od groma. W myśl przysłowia "szewc bez butów chodzi" - w mojej garderobie brakuje cieplutkich motawideł na szyję. Mitenki by się przydały 
i muszę koniecznie zrobić sobie czapkę. Chociaż nie jestem "czapkowa dziewczyna", bo w każdej czapce wyglądam jak cieć, to dojrzałam już do tego, że czapa na głowie musi być. Nie tylko ja z wiekiem zmieniłam podejście do czapek, bo mój Mości Pan ostatnio, też coś tam przebąknął, że mu czaszka za bardzo się  wychładza. Na szczęście czapy dzierga się migiem.
Poniżej zdjęcia chust dla sióstr. Pierwsza dla Ewy w kolorze szaro-czarnym. Już kiedyś taką zrobiłam, a Ewcia ją zobaczyła i się zaraziła, a Jola musiała wydziergać. Druga w kolorze fuksji-beżu-bieli jest dla Kasi. Również już podobną robiłam i gdy Kasia ją zobaczyła, to marzyła już tylko o beżowo-fuksjowej chuścince.  Nawet gdy w sklepie włóczki zabrakło, Kasia powiedziała, że jej się nie śpieszy, może poczekać nawet rok. Tak to jest z kobietami. Jak się uprze, to koniec.










Muszę się jeszcze pochwalić, że mój Mości Pan jest jak najbardziej reformowalny i ostatnio mile mnie zaskoczył. Otóż w każdą podróż samochodem zabierałam swoje drutki i dziergałam. Nie umiem bezczynnie siedzieć nawet gdy jestem samochodowym pasażerem. Mój Pan szeroko komentował dzierganie w samochodzie i naśmiewał się ze mnie za każdym razem: a bo zwariowałam, a bo to głupota, a jak będziemy mieli stłuczkę (tfu, tfu oby nie), to wbiję sobie te druty gdzieś w bebechy. Kilka dni temu wybraliśmy się do Karpacza - droga krótka, więc pomyślałam że odpocznę trochę od robótek 
i drutów nie zabrałam.
No i jedziemy

i jedziemy

nadal jedziemy...

Mości Pan przemówił: a gdzie masz druty? Nic nie dziergasz?  
Dodam, że nie było to wyrażone drwiąco, ale raczej wynikało 
z zaciekawienia.

Myślę sobie: tak mi mów, tak mi dobrze. 
Ostatnio nawet pojechał do e-dziewiarki i  kupił moje zamówione motki.
Ech fajny ten mój Pan i reformowalny :)



Pozdrawiam Jola


   

sobota, 1 listopada 2014

Jesień w kolorze khaki

Piękna jesień, piękny czas, który gna jak oszalały, tygodnie galopują, ale to my dostajemy zadyszki. Trochę mnie tu nie było. Wolne chwile spędzałam na dzierganiu synowego sweterka, ale 
i napawałam się cudną pogodą. Uwielbiam taką jesień z ciepłymi powiewami wiatru, promieniami innego już o tej porze słońca 
i szeleszczącymi liśćmi pod nogami. Korzystamy z pogody i niewiele mówiąc (co w moim przypadku jest raczej niemożliwe) tak spędzamy sobie czas...


Fotka pstryknięta w Parku Szczytnickim




Sweter syna skończony i porwany do noszenia bez blokowania. Dzisiejsze zdjęcia zdążyłam zdrobić telefonem na parkingu zanim Piotr wyjechał do szkoły. Na owy ciuch w kolorze khaki  zużyłam 6 motków Alize Lanagold. Bardzo przyjemnie dziergało się z tej włóczki i robótki szybko przybywało, ale w moim przypadku to trochę trwało, bo moje tempo było mega żółwie. 
Sweter miał być prosty, bez udziwnień z kapturem i koniecznie zapinany na kołeczki.

Mówisz masz:










Ciepło pozdrawiam.

Jola