sobota, 7 grudnia 2019

jest
wraca
cichutko i podświadomie wkrada się do mojej głowy, serca ...           i dłoni.
Wena twórcza, moja pasja ukochana opuściła mnie na kilka miesięcy. Mam nadzieję, że już nigdy tak się nie stanie. Czułam jak prawdziwe są słowa, że "człowiek bez pasji nudzi swoją duszę". Ku mojej uciesze znów w głowie przerabiam oczka, wszędzie widzę inspirację i nie zasnę jak nie przerobię przed snem chociaż jednego rządka. Wolę nie zjeść, nie kupić nowych butów i wydać zaskórniaki na włóczkę.  Mój kręcioł, mój dziewiarski bzik w głowie znów się kręci.  Czuję, to co kiedyś - radochę z pasji. Głowę pełną mam pomysłów i uwierzcie mi, że jak się bardzo chce, to doba potrafi być z gumy, a niemożliwe staje się możliwe. Gdzieś między rodziną, pracą, szkołą i całą masą innych obowiązków jest czas na moje ukochane dziewiarstwo.  
Tyle wstępu, bo na tapecie dzisiaj mam cudny miodowy kapturek. Powstał z połączenia dwóch włóczek; wełniano-akrylowej i moherowej. Wydziergałam go na pewną bardzo sympatyczną głowę. Gotowy udzierg przerósł moje oczekiwania, fajnie wyszło. 
Przy robieniu zdjęć nie mogłam posiłkować się żywym ludziem dlatego foty zrobiłam na plaskacza.








A na koniec wrzucam taką fajną czapesię, chyba z alpaki.




Pozdrawiam

Jola