czwartek, 26 czerwca 2014

Krwiste farfocle i żółta cienizna

Mam wrażenie, że minęła cała wieczność od ostatniego wpisu. Może dlatego, że mój czas był mierzony ostatnio od... do.


- od zaczyna boleć... do  przestało boleć


- od tabletki... do tabletki ( zjadłam ich całe wiadro)


- od zbliżania się wizyty u doktorka ... do - już po wizycie


- od "pierwszy szew puścił" ... do "puściła reszta szwów"

- od pory karmienia ... do pory karmienia, a w zasadzie to kiwania się i przlewania płynnej paćki w stronę gardła, bo połykanie też nie było proste


Pewnie myślicie, że spotkała mnie jakaś katastrofa, albo co. Nie, to tylko taki mega UPIERDLIWY szczękościsk spowodowany tym, że ósemki mam jak koń i nie mieszczą się w mojej paszczy. Pan wrać (czyt. doktor) już nie raz straszył mnie ową dolegliwością, ale skoro nic mi obecnie nie dolegało, to niby dlaczego dobrowolnie skazywać się na dłutownie, cięcie-gięcie i wyrywanie ząbka mądrości. A obecnie mam ich jeszcze trzy. Szczękościsk dopadł mnie w najmniej odpowiednim momencie, bo na trochę przed moimi imieninami. Gęba mnie bolała i zamiast bawić się i pić drinki 
z palemką łykałam przeciwbólowe, antybiotyki i obkładałam się lodem. Gdy już było całkiem nieźle, doktorek wytarmosił mnie za szczękę i pozbawił jednej z czterech końskich ósemek. Kolejny antybiotyk i znowu gębucha bolała. I z tego miejsca pozdrawiam wszystkich i szczerze zazdroszczę tym na których wszystko goi się jak na przysłowiowym psie. Ze mnie taki człek, że u mnie każda interwencja chirurgiczna MUSI zakończyć się rozbabraniem, rozgrzebaniem i oczywiście musi poboleć, bo bez bólu nic nie może ot tak mnie ominąć.

Również z tego miejsca ogłaszam, że Panu doktorkowi należy się WIELKI SZACUN, że dał radę, bo było ciężko. Nie poddał się i nie odesłał mnie na chirurgię szczękową.  Również dziękuję, że powstrzymał mnie od zabrania owego zęba na pamiątkę - miał być dla Zębowej Wróżki (hłe hłe), ale gdy zobaczyłam przed sobą krwiste coś z czego zwisały krwiste farfocle, to odstąpiłam od tego pomysłu. 
Niby nic, a powstała historia na nowego posta. Ja już tak po prostu mam.


W między czasie parę razy przysiadłam do drutów i ślęczałam nad moją wymarzoną bawełnianą bluzeczką, której już szczerze nienawidzę. Dłubię i dłubię i idzie mi jak krew z nosa. Druty cieniutkie 2,5 mm i włóczka też nie lepsza. Normalnie mam dosyć 
i tęsknym okiem spoglądam na grubsze włóczki, które czekają na swoją kolej. Postanowiłam sobie, że nie zacznę żadnej innej robótki dopóki nie skończę żółtej cienizny. Nie i już. Zostało mi jeszcze jakieś 4 cm. Czyli cała wieczność. A żeby nie było za lekko, to okazało się, że mam za mało żółtej włóczki i ratowałam się białą. Żółtej w tym odcieniu nigdzie nie znalazlam. Teraz tak patrzę 
i myślę, że białe pasy będą świetnie poszerzać moją talię, chociaż jak mierzę, to nie wydaje mi się. Zresztą ocenicie sami jak już się wbiję w tego ciucha i pstryknę focię.


A wygląda to mniej więcej tak:



Pozdrawiam wszystkich odwiedzających i życzę dużo zdrówka, 
bo bez tego ani rusz :)

Jola






niedziela, 8 czerwca 2014

Jak przyjemnie...
Niedzielny poranek. Chłopaki  wywlekli  się z łóżek. Ja już się krzątam po domu - jak to ja.  I choć mam obecnie na drutach masochistyczną robótkę, to przysiadłam z nią na chwilkę na balkonie i dziabnęłam parę rzędów. Do tego pyszna kawka, ciepłe powiewy powietrza i ćwierkające jak wściekłe wróble. Robótka jest masochistyczna, bo nie wiem co mnie podkusiło by wydziergać sobie letnią bluzeczkę w kolorze bananowym z cieniuśkiego Cotton Soft na drutach 2,5 mm. Masakra. Może w następne wakacje bluzeczkę skończę. Idzie mi jak krew z nosa.





Wczoraj byłam na spotkaniu robótkomaniaczek w e-dziewiarka. Jak zawsze było sympatycznie i robótkowo przy ciekawie omawianych tematach. Począwszy od technik dziergania przez kulinaria po sposoby przeżycia z naszym potomstwem w okresie dojrzewania (potomstwa, nie naszego).  Nie zapomniałam zaopatrzyć się również w nowe moteczki. Włóczkę wybrałam sobie sama, ale jest ona prezentem od mojej kochanej siostry.  

A to moje łupy:

Lniana włóczka na letnią bluzeczkę



Również lniana. Też na bluzeczkę.







Obecnie czytam angielską klasykę Jane Austen "Duma 
i uprzedzenie". Choć czasu mało, to w każdej wolnej chwili przerzucę parę stroniczek. Myślałam, że przy tej lekturze będę umierać z nudów. A wcale nie. Książka wciąga i często wywołuje 
u mnie uśmiech.





Jednak na jakieś kilka dni bedę musiała porzucić moje ulubione zajęcia i odwalić brudną robotę. Czeka mnie napisanie protokółu 
z Walnego Zgromadzenia. Podczas gdy wszyscy członkowie już dawno zapomnieli o obradach , ja będę tkwić z sześciogodzinnym nagraniem na dyktafonie. Tutaj nie ma lipy, liczy się każde słowo 
i trzeba naprawdę się skupić.




Jak zawsze serdecznie pozdrawiam. 

Jola




środa, 4 czerwca 2014

Pudrowy róż & cekiny

Bardzo się cieszę, bo skończyłam mój kolejny sweterek, który nawet mi się podoba i  wyglądam w nim jak człowiek. Wydziergałam go z Alize Angora Gold Pullu na drutach KP 3,5. Zużyłam niecałe 4 motki. Celowo jest taki troszkę luźniejszy, bo nie lubię jak mnie coś opina i widać jak na dłoni wszystkie moje wałki. Rękawy mają 3/4 długości. Pierwotnie dół swetra wykończyłam prosto ściegiem pończoszniczym, czyli dół podwijał się delikatnie tak jak rękawy. Jednak po przymierzeniu stwierdziłam, że takie wykończenie kompletnie nie pasuje do mojej figury. Moje nie małe bioderka zyskały dodatkowo na obszerności. Sprułam dół 
i wykończyłam ściągaczem, tył delikatnie wydłużyłam, a po bokach zostawiłam rozcięcia. Tak jest zdecydowanie lepiej.


Chciałam ładnie Wam go  zaprezentować, ale... no właśnie. Cierpię na brak dobrego aparatu oraz operatora owego aparatu. Nikt, ale dosłownie nikt w moim otoczeniu i ze mną na czele nie ma pojęcia o fotografowaniu. Syn mój pięknie fotografuje przyrodę, ale jak ma zrobić zdjęcia człekowi, to ogarnia go niemoc. Poza tym mieszka daleko od domu - poszedł za nauką.  Wcisnęłam aparat mojemu Mości Panu i nakazałam: "pstrykaj i pamiętaj, żeby obiekt był 
w środku". Nawet coś nam wyszło. 


 A o to nasze fotki:

kliknij w zdjęcie









Obecnie na dutach nr 2,5 mm !!! (jakie cienkie!) przerabiam Cotton Soft YarnArt. Włóczka cieniusieńka więc dobrze się namacham zanim udziergam planowaną letnią bluzeczkę. Tak jak różowy sweterek robię ją bezszwowo od góry. Jestem zachwycona tym sposobem. Nie trzeba zszywać. Dla mnie bomba.

Pozdrawiam cieplutko

Jola