Trochę się pozmieniało i po mimo to,że jeżdżę tam kilka razy do roku, to tym razem zwróciłam większą uwagę na szczegóły. Niestety nie ma już dzikiej gruszy ,która rosła nad stawem. Nie ma tataraku wielkiego i gęstego. Chowaliśmy się w nim (ja i dzieciaki ze wsi) jak byliśmy mali.Kilka razy chcąc sobie urwać taką bazię z tataraku, lądowałam w wodzie. Brodziliśmy w strumyku płynącym niedaleko. Do kogo przykleiła się pijawka ten wrzeszczał i biegł do mamy po ratunek.
Chciałam zrobić zdjęcia owego stawu, lecz jest tak wygolony z trzcin i trawy że widok był przygnębiający i nie ma żadnego zdjęcia. W miejscu gdzie rosła grusza też łyso. Ktoś bardzo starannie wysprzątał i zepsuł to co było w tym miejscu najpiękniejsze.
Tym razem będąc w kościele i pamiętając o zwracaniu uwagi na szczegóły, przyjrzałam się drewnianemu sklepieniu. To dzieło mojego dziadka. Jak przez mgłę pamiętam go jak stał na rusztowaniu i wpijał gwoździe w deski.
Duży krzyż umieszczony wysoko nad ołtarzem, również jest zrobiony przez dziadka. Piękna pamiątka po człowieku, który kiedyś był ,żył i bardzo ciężko pracował.
W kościele było ciemno i zdjęcia są niewyraźne. Mój beznadziejny aparat nie podołał. Umieszczam je jednak, może ktoś coś tam dojrzy.
Rodzinka nie zawiodła. Było wesoło jak zawsze. Czas u nich płynie inaczej. Nie wiem czy wolniej, ale inaczej.... muszę nad tym jeszcze pomyśleć.
Kościół we wsi Luboszyce
Krzyż i poddasze wykonane przez mojego dziadka
Rodzinka
Asia i ja
Urocza kicia, która nie miała ochoty pozować ;)
Jola jak wraca się w miejsca szczęśliwego dzieciństwa ,beztroski to te miejsca są magiczne a jeszcze wspaniali ludzie .... cóż ładujesz akumulatory !!! A sklepienie kościoła bardzo interesujące...
OdpowiedzUsuńNo no Jola :P
OdpowiedzUsuńA kto To?
Usuń