Dopadło mnie ostatnio roztrzepanie i totalny brak skupienia się na jednym projekcie. W sumie w ostatnich trzech tygodniach zaczęłam trzy robótki( pareo na plażę, siatkowy letni bluzek i kamizelkę), po czym wszystkie robótki odłożyłam do szuflady, bo... dojrzałam gdzieś na dnie moich włóczkowych zapasów piękną, różową, szarą i zapomnianą włóczkę. W głowie zapaliła się lampa z nowym pomysłem i w kilka dni powstała tunika dla pięcioletniej panny. Dziergałam z podwójnej nitki na drutach nr 7, więc praca szła piorunem.
Włóczka to Red Heart Detroit - 100% akryl, czyli jest w sam raz dla małego alergika. Jak na akrylową włóczkę jest bardzo puszysta, delikatna i nie skrzypi pod palcami. Nie przepadam za akrylem, ale ten jest OK.
A co u mnie? Dni mijają zdecydowanie za szybko. Doba powinna być dłuższa. Ostatnio wykonałam mały maraton po lekarzach. Syn przywiózł z internatu jakiegoś bakcyla, którego nie mogliśmy się pozbyć i w ruch poszedł antybiotyk. Zaś mi urosło coś w dłoni i mam skierowanie na chirurgię ręki. Zwlekam i mam nadzieję, że to dziadostwo samo zniknie. A i jeszcze miesiąc temu rozpoczęłam żmudny proces odczulania, bo alergia nie odpuszczała. Więc jak emeryt (nie obrażając emerytów) regularnie co tydzień spędzam popołunie w przychodni.
Chce mi się już wiosny, słońca i w czystej postaci witaminy D.
Pozdrawiam
Jola