Zapragnęłam dziś na obiad zwierzynę - kurzynę.
Najczęściej robię kurczaczka w curry. Tym razem chciałam odmiany
(jak to kobieta).
Więc (nie zaczyna się zdania od "więc") kuraka pokroiłam na kawałki, nie kierując się żadną sztuką kulinarną. Leser ze mnie więc kroiłam jak leciało. Nawinęła się noga, no to ją ciach. Nawinęło się skrzydełko no, to ciach... itd.
Natarłam mięsko oliwą i posypałam:
- tymiankiem
- imbirem
- majerankiem
- pieprzem ziołowym
- troszkę ziołami prowansalskimi
- pieprzem białym
- czosnkiem
- solą
Cebulkę pokroiłam na tzw "piórka", skropiłam oliwą i wymichlałam
z majerankiem. Po tym zabiegu cebulka ma taki aromat,
że hmmmm
Kuraka wymieszałam z cebulą i tak drobiowo-cebulową masę (hi hi hi) wrzuciłam do mojego staruśkiego i wysłużonego prodiża.
Zostawiłam w spokoju na ok. 2 godziny, a potem go prądem 220V przez godzinkę i mamy pycha mięcho na obiadek.
Marchewkę dusiłam z łyżeczką masła, odrobiną soli i wody.
Na koniec dodałam posiekaną natkę pietruszki.
Same witaminy :)
Ależ smakowite, jutro zrobię na obiad [dzięki za podpowiedź] pozdrawiam Dusia
OdpowiedzUsuń