sobota, 7 grudnia 2019

jest
wraca
cichutko i podświadomie wkrada się do mojej głowy, serca ...           i dłoni.
Wena twórcza, moja pasja ukochana opuściła mnie na kilka miesięcy. Mam nadzieję, że już nigdy tak się nie stanie. Czułam jak prawdziwe są słowa, że "człowiek bez pasji nudzi swoją duszę". Ku mojej uciesze znów w głowie przerabiam oczka, wszędzie widzę inspirację i nie zasnę jak nie przerobię przed snem chociaż jednego rządka. Wolę nie zjeść, nie kupić nowych butów i wydać zaskórniaki na włóczkę.  Mój kręcioł, mój dziewiarski bzik w głowie znów się kręci.  Czuję, to co kiedyś - radochę z pasji. Głowę pełną mam pomysłów i uwierzcie mi, że jak się bardzo chce, to doba potrafi być z gumy, a niemożliwe staje się możliwe. Gdzieś między rodziną, pracą, szkołą i całą masą innych obowiązków jest czas na moje ukochane dziewiarstwo.  
Tyle wstępu, bo na tapecie dzisiaj mam cudny miodowy kapturek. Powstał z połączenia dwóch włóczek; wełniano-akrylowej i moherowej. Wydziergałam go na pewną bardzo sympatyczną głowę. Gotowy udzierg przerósł moje oczekiwania, fajnie wyszło. 
Przy robieniu zdjęć nie mogłam posiłkować się żywym ludziem dlatego foty zrobiłam na plaskacza.








A na koniec wrzucam taką fajną czapesię, chyba z alpaki.




Pozdrawiam

Jola





wtorek, 6 sierpnia 2019

Witajcie

muszę się Wam przyznać, że mam obecnie antydziergalniczy życiowy etap. Od czerwca nie przerobiłam ani jednego malusieńkiego oczka. Dziś dosłownie zmusiłam się by cyknąć fotkę bluzeczce, którą wydziergałam na urlopie. Niestety słoneczko wali prosto w mój balkon i smartfonowy aparat zwariował. Więc piękny miętowy kolor udziergu diabli wzięli.  
Przymknijcie jedno oczko i nie doszukujcie się amatorszczyzny w moim fotografowaniu hy hy.

Pewna psiapsiuła od dziergania, rzekła mi dziś, że potrzebuję impulsu i dziewiarskie szaleństwo wróci. Szukałam tego impulsu. Zaczęłam przeglądać włóczkowe zapasy. Pomiziałam wełenkę zakupioną na zimowe czapki - NIC - zero impulsu. Przejrzałam bawełnę z której planuję wydziergać biało-szare dodatki do pokoju - NIC - impuls nie nadszedł. Mój dziewiarski marazm trwa :(
Słodko marnuję czas i czytam, czytam, czytam...


Poniżej fotki szydełkowej bluzeczki w rozmiarze 40 
(jak by kto kciał)



tak prezentuje się na wieszaku w moim balkonowym atelier



tak prezentuje się na ludziu


a tak wygląda tył  - aparat ukradł kolor



Pozdrawiam i życzcie mi powrotu weny twórczej,
sama sobie też życzę :)

 PA Jola








poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Wytargałam z dna szafy dziergadło, które czekało na swój the end. 
Oczywiście ja, jak to ja, wzięłam się za niego w największym natłoku obowiązków. Posłużył mi do zachowania psychicznej równowagi. Głowa ma wypchana aktywami, pasywami, kosztami, przychodami i obrotem materiałowym, baaaardzo potrzebowała przewietrzenia szarych komórek. I tak oczko, po oczku w kąciku przy nocnej lampce skończyłam.
Wiele razy słyszałam stwierdzenie; że jak to jest możliwe; że ja energiczna, rozhasana,  rozgadana  i roztrzepana (czytaj: z motorkiem w dupie) - potrafię w ciszy i spokoju machać szydłem. Sama nie wiem jak, to się dzieje, ale tak jest. Równowaga w przyrodzie musi być:). 

Korzystając wczoraj z obecności mojej siostry i syna, pognaliśmy na pierwszy lepszy trawniczek, aby obfocić moje rękodzieło. 
Robienie sobie zdjęć  wrrrrr NIE-LU-BIĘ. Jakoś to przeżyłam. 
Paparazzi nacykali  milion zdjęć z czego wybrałam kilka:



ostatnie siostrzane poprawki












Mokrego Dyngusa :)

pozdrawiam 
Jola


środa, 3 kwietnia 2019

Myślałam, myślałam i wymyśliłam.
Zrobiłam na szydełku bawełniany top.
Jest przewiewny, delikatny z regulowanymi ramiączkami.
Rozmiar ok. 40.

To gdzie, to lato? Hę?




Pozdrawiam

sobota, 23 marca 2019

Ostatnimi czasy w mojej dziergalni zdecydowanie króluje szydełko, druty poszły w odstawkę.  Mam głowę pełną pomysłów, a czasu jeszcze mniej niż kiedyś. Wymyśliłam sobie nowy kierunek w edukacji, więc weekendy spędzam na wykładach. Po ponad dwudziestu latach (od ostatniej szkolnej ławy) stwierdziłam, że nauka jest jakby przyjemniejsza. Kiedyś musiałam, teraz CHCĘ.  Chociaż gdy wieczorem po zajęciach padam na twarz i myślę sobie "po co mi, to było", to nie wyobrażam sobie zrezygnować z nowo obranej drogi. No i naukowo potwierdzam, że doba ma więcej niż 24 h.
Czas na dzierganie jeszcze bardziej się skurczył, ale nie ma rzeczy niemożliwych. I tak powstają kolejne łaszki, ciuszki i czapki. Czasami też zdążę zrobić zdjęcia. 

Szydełkowe chusty powstawały w różnych okolicznościach; najczęściej w wyrku (parę rządków przed snem), w poczekalni do alergologa i kiedy się tylko dało przycupnąć i dziabnąć kilka oczek. Wytrwałam i są trzy o tym samym wzorze (mega łatwy).

PS.
Na zdjęciach widać brak listewki (czytaj: dziura w płocie), podczas ostatnich wichur wiatr wyrwał ;)  Mały remoncik konieczny.



chusta ma kolor jasnego turkusu (aparat przekłamuje)






mega modny ostatnio kolor musztardowo - złoty
(zdjęcie ze strony Gałgankostwo Bogumiły Galeria Rękodzieła)




Lniany komplet w kolorze brudnego różu
(zdjęcie ze strony Gałgankostwo Bogumiły Galeria Rękodzieła)



Pozdrawiam
Jola