Pisałam Wam całkiem niedawno TUTAJ, że mam skłonność do przyciągania dziwnych ludzi i dziwnych sytuacji. Nie musiałam długo czekać, bo kolejny wariacik (bardzo sympatyczny) trafił mnie wczoraj.
Jadę sobie standardowo wrocławskim autobusem do domu. Przysiadłam się do młodego chłopaka, a jego wygląd nie zdradzał niczego co by zapowiadało jakąś niespodziankę (oni zawsze tak zwyczajnie wyglądają). Owy chłopak zajmował miejsce przy oknie, a ja z brzegu.
Po jakimś tam czasie nachylił się do mnie i mówi głosem ciepłym
i aksamitnym niczym ksiądz z ambony:
- przepraszam panią, ale ja zaraz będę wysiadać
Czym prędzej ruszyłam tyłek i stanęłam obok siedzenia by chłopaka przepuścić odwzajemniając przy tym uroczy uśmiech. Uśmiechną się jeszcze szerzej i mówi:
- spokojnie niech pani siedzi. Ja tylko chciałem przygotować panią, że niedługo będę wysiadać...
Klapłam z powrotem na swoje miejsce i baaardzo się powstrzymywałam, żeby nie rechotać.
Młody człowiek wysiadł po trzech przystankach.
Kolejny wariacik na moim koncie. Rozbawił mnie na resztę dnia.
A robótkowo dzieje się, ale jakoś ostatnio nie miałam głowy do bloga, ani cykania fotek. Jakoś tak samo się...
Pozdrawiam