Łykendowanie dobiega już końca. Ostatnie trzy dni minęły mi na wysokich obrotach. I chociaż lubię zaszyć się na mojej ukochanej kanapie z słuchawkami, muzyczką i drutami w rękach, to w ten weekend nie było mi to dane. Absolutnie nie narzekam, bo w tym czasie starałam się być wsparciem dla bliskiej mi osoby, spotkałam się z kumpelkami ze stolicy, ulepiłam milion pierogów, upiekłam mega pyszne ciasto (czekoladowo-migdałowe), oprałam, podkarmiłam i wysłałam moje pisklę do szkoły (zobaczymy się za dwa tygodnie buuu). Dziewiarsko też się postarałam i skończyłam chustę (przysięgam kiedyś je policzę).
Gdy ją dziergałam, to kolory mnie troszkę przerażały. Jednak po przepraniu, blokowaniu i obfoceniu uważam, że dawno nie zrobiłam tak odważnej, energetycznej i oryginalnej chusty. Kolory kojarzą mi się z Amazonią.
Wymiary:
- górny najdłuższy bok ma 190 cm
- dwa krótsze mają po 150 cm
A obecnie dzierga się...
nie, nie chusta
to będzie łaszek dla Joli.
Cieplutko pozdrawiam
bay bay